Laureat 2009

Mariusz Bieliński

NAD

bielińskiDramat oparty jest na kilku piętrach znaczeń, a jego fabuła rozwija się skokowo, przechodząc przez kolejne, coraz bardziej zaskakujące odsłony. Nie układają się one w spójną opowieść, to raczej zbiór rozsypanych obrazów scenicznych, w których realizm ustępuje miejsca wykładni symbolicznej. Punktem wyjścia jest historia Jakuba, który przed piętnastu laty został skazany za bestialskie zabicie sąsiadki. Jedna z kolejnych scen przynosi wyznanie wielokrotnego mordercy, rzeczywistego sprawcy tamtego czynu, następna zaś – anulowanie wyroku Jakuba i zwolnienie go z więzienia. Lecz to wydarzenie niczego definitywnie nie kończy. Bohater nie może rozpocząć nowego życia, gdyż obsesyjnie wraca do przeszłości. Próbuje poznać tożsamość świadka, którego zeznania przyczyniły się przed laty do skazania go. Kiedy Jakub dowiaduje się, że to ojciec, będąc przekonanym o winie syna, obciążył go w śledztwie, z zimną krwią morduje swojego rodziciela. W ostatnich scenach fabuła zatacza swoiste koło, rozgrywają się one w tej samej co na początku celi, w towarzystwie tego samego współwięźnia, Starego, który staje się świadkiem samobójstwa Jakuba.

Kolejne sekwencje dramatu przypominają zatrzymane w kadrze stop-klatki, rozdzielone fabularną luką, którą wypełniać mogą jedynie domysły. W warstwie realistycznej utwór Bielińskiego jest celowo słabo umotywowany, oparty na kilku zaledwie zdarzeniach. O wiele istotniejszy jest bowiem psychologiczny wymiar sytuacji skazania, społeczne napiętnowanie, które trwa nawet po wyjściu na wolność, doświadczenie ograbienia z całego dotychczasowego życia. Wreszcie – to może najważniejsza z podjętych przez autora kwestii – problematyczny splot winy i niewinności, który znajduje swoje dopełnienie w zamordowaniu ojca. Wyrok wyprzedza zbrodnię, co czyni ją nieuchronną, niemożliwą do uniknięcia. Siła wykreowanych przez Bielińskiego sytuacji scenicznych tkwi w ich wielowymiarowości. Zdarzenia mają biblijne dno, kreowane w sposób nienachalny, a jednocześnie nośny. Oszczędne dialogi postaci, w których słychać poetycki minimalizm, pełne są przetworzonych, choć od razu rozpoznawalnych sekwencji z Biblii. Język dramatu istnieje w napięciu między wzniosłością biblijnych słów a brakiem wiary w ich sens. To jednocześnie modlitwy i przekleństwa. Kluczowe wątki dramatu, jak wydanie własnego syna, niezawiniona wina, piętno zabójstwa, czy bezwarunkowa miłość matki nabierają przez to dodatkowych znaczeń, odrywają się od realistycznej wykładni. W tej konwencji nie mieści się również Stary, postać tajemnicza i wieloznaczna. Jego kondycja otwiera się na kilka możliwych interpretacji, które są także decyzjami inscenizacyjnymi. Czy to Bóg, o którym wciąż mówią pozostali bohaterowie? Czy jego złudzenie? A może projekcja Jakuba, wyimaginowany współwięzień, pozwalający oddalić poczucie całkowitej samotności?